Ojciec opowiadał mi, jak zaraz po wojnie woził do Warszawy brzoskwinie z naszego niewielkiego ogrodu. Podobno były wyjątkowego smaku i delikatności – czego dowodem niech będzie to, że zainteresował się nimi warszawski sprzedawca. A i to, że zyskowne było przewożenie, niewielkiej zapewne ilości, koleją te 50 kilometrów. Każda owinięta bibułką, w drewnianej skrzyneczce. Niestety nie wiem jaki to był gatunek – być może Złoty jubileusz, bo to odmiana stara i chwalona.
Już za moich czasów rosły w ogrodzie brzoskwinie inne zapewne, ale też bajkowo przepyszne. W tej chwili nie mamy już żadnej, bo to drzewa delikatne i wymagające specjalnych starań. Klimat umiarkowany też nie jest dla nich najłaskawszy. Podobno nie tyle ze względu na mróz, ile na wilgotność powietrza, która jest dla nich zbyt duża. przez co często padają ofiarami chorób grzybowych.
Spożyta brzoskwinia podobno działa uspokajająco. Podobnie działa też widok tego drzewa. Na zdjęciu jest 18 – letnie ozdobne drzewo brzoskwiniowe rosnące w Kolumbii, w stanie Tennessee. To drzewo kwitnie w czterech różnych kolorach: jasnym różowym, różowym, miętowym i białym. Domyślam się, że poszczególne kolory zostały zaszczepione przez troskliwego ogrodnika. Widok – po prostu cieszy.
Za: 1001gardens