Rozważając miejsce do zamieszkania bierzemy pod uwagę różne rzeczy. Zauważyłam, że na liście priorytetów lokalizacyjnych króluje dostępność infrastruktury, czemu nie można się dziwić, natomiast nie wiem ile osób kieruje się, no właśnie – czystością powietrza. Być może analizowanie róży wiatrów przy wyborze działki budowlanej, to moje skrzywienie zawodowe, a być może całkiem uzasadniona troska o stan dróg oddechowych i nie tylko.
Okazuje się, że analizując „na zdrowy chłopski rozum” tereny miejskie pod kątem „walorów uzdrowiskowych”, łatwo popaść w błędne przekonania. Miałam ostatnio okazję pomieszkać przez 2 tygodnie w stolicy, która jawiła mi się zawsze jako miasto, w którym oddech najlepiej jest wstrzymywać. Natomiast wyglądając z 4 piętra w dzielnicy Ochota przeżywałam za każdym razem miłe zaskoczenie. Powietrze wydawało się, na pierwszy rzut nosa – przynajmniej znośne. Powiedziałabym nawet, że nasze podmiejskie, domkowe w sezonie grzewczym wydaje się być sporo gorsze.
Oczywiście takie wrażenie może być złudne i najlepiej byłoby posłużyć się pomiarami stężeń substancji, których możemy w powietrzu po prostu nie wyczuwać, co nie znaczy że są one nieszkodliwe. Ciekawe dane dotyczące warszawskiego powietrza, dowodzące, że mój nos mógł być nadmiernym optymistą, można znaleźć w opracowaniu WIOŚ, dotyczącym zawartości w nim substancji rakotwórczych. Wśród nich najpowszechniej występuje benzoalfapiren, którego poziom przekroczony jest w całej stolicy, ale największe stężenie tych substancji mają zachodnie dzielnice Warszawy – Ursus, Wola, Włochy, Ochota, Bemowo. Źródłem benzoalfapirenu jest głównie spalanie śmieci, co pozornie wydawałoby się nie być domeną dużych miast, ale jednak obecność kamienic i domków niepodłączonych do miejskiej sieci ciepłowniczej przy niskiej świadomości ich mieszkańców okazuje się być wystarczająca.
Bardzo ciekawym wnioskiem wypływającym z analiz WIOŚ, jest fakt, że w Warszawie na 100 cząsteczek pyłu tylko jedna pochodzi z przemysłu. Ponad 30 % napływa spoza miasta, drugie tyle wytwarzają domy i kamienice z własnym ogrzewaniem. Kolejna trzecia część to efekt ruchu samochodowego.
W dobrej sytuacji są rejony położone w pobliżu koryta Wisły, które jest naturalnym kanałem przewietrzającym miasto. Tam też leżą dzielnice Warszawy o najniższym stężeniu zanieczyszczeń w powietrzu (Wilanów, Wawer, Białołęka i Bielany).
Stolica jest tylko przykładem reprezentującym problemy dużych miast, ale takich przypadków jest więcej. Warto wspomnieć, że w rankingu Europejskiej Agencji Ochrony Środowiska, w pierwszej „10” miast posiadających najgorszą jakość powietrza w Europie są cztery miasta z Bułgarii i aż sześć z Polski (Kraków, Nowy Sącz, Gliwice, Zabrze, Sosnowiec, Katowice – w kolejności malejącego stężenia zanieczyszczeń).
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ustanowiła normę stężenia pyłu zawieszonego (PM10) w skali roku na poziomie 20 μg/m3. Spośród 65 miast w Polsce, które zostały przebadane, tylko 6 mieści się w normie. Z takim wynikiem Polska znalazła się już na dwudziestym miejscu listy najbardziej skażonych państw. Roczne stężenie PM10 osiąga u nas 33 μg/m3. Dla porównania w Rosji wynosi 32,5 μg/m3, w Czechach 29 μg/m3, a w Niemczech 25 μg/m3. Z polskich miast najmniejszą zawartość pyłu zawieszonego ma Gdańsk – 18 μg/m3, co zawdzięcza swojemu położeniu.
Ciekawe jest, że najczystsze wg tych kryteriów państwo na świecie, również znajduje się w Europie, a jest nim Estonia ze stężeniem na poziomie 11 μg/m3, czyli o połowę mniejszym niż ustalona norma. Najbardziej zanieczyszczone miasto na świecie to Ahwaz w Iranie, gdzie stężenie pyłu zawieszonego sięga 372 μg/m3, a więc przekracza normę ponad 18 razy, a jednym z najmniej – Whitehorse w Kanadzie, gdzie stężenie PM10 wynosi tylko 3 μg/m3 i jest mniejsze od normy ponad 6,5 razy.
Według naukowców na skutek wdychania zanieczyszczonego powietrza na całym świecie umierają 2 miliony ludzi (jak przypuszczam – rocznie), a zmniejszenie stężenia pyłów zawieszonych z poziomu 70 do 20 μg/m3 mogłoby obniżyć liczbę przedwczesnych zgonów aż o 15 %. PM10 to pył składający się cząsteczek o wielkości zaledwie 10 mikrometrów, które są zdolne do przenika z płuc do krwi i powodują choroby serca, raka płuc, astmę i ostre zakażenia dolnych dróg oddechowych.
Chińskie władze dały ostatnio sądom możliwość skazywania na karę śmierci winnych poważnego zanieczyszczania środowiska. To dość typowy sposób rozwiązywania problemów społecznych w Chinach i prawdopodobnie wcale nie będzie zabójczo skuteczny.
Naukowcy znaleźli ostatnio sposób na długotrwałe szczęście. Okazuje się, że wygrana na loterii, podwyższenie statusu społecznego, czy dobra materialne poprawiają nastrój tylko na pewien czas. Jest natomiast coś, co pielęgnuje nasze poczucie szczęścia trwale. Jest to zamieszkanie w pobliżu zieleni. Bliskość lasu, a więc pewnie i czystsze powietrze, jest czymś co pozwala cieszyć się lepiej innymi, prozaicznymi rzeczami. Ale chyba rzadko kto bierze pod uwagę bliskość natury wybierając swoje miejsce na ziemi, kładąc na jednej szali wygodę i dostępność, a na drugiej zapominając położyć swoje zdrowie i poczucie szczęścia.
Zdjęcia: Jon Hume/Flickr , GlacierNPS/Flickr, Atomic Hot Links/Flickr, Dale/Flickr
3 thoughts on “Jakość powietrza w miastach – gdzie najlepiej zamieszkać”
Krzysztof Lis
(25 stycznia 2014 - 21:15)Ja mam nieco inne odczucia — że ludzie (jeśli tylko są w stanie) starają się raczej wybierać miejsca, z których jest wygodnie dojeżdżać do pracy, a jednocześnie jest blisko natury i świeże powietrze.
ZieloneMigdały
(27 stycznia 2014 - 14:08)Oj, gdyby tak było duże miasta o wysokiej gęstości zaludnienia nie powinny w ogóle istnieć :) spełniają tylko pierwsze kryterium.
Krzysztof Lis
(28 stycznia 2014 - 22:05)To jasne, ale wystarczy popatrzeć jaką popularnością cieszą się te dzielnice, z których bliżej „do lasu”… :)