Spacerując po naszym osiedlu i ciesząc się jego sielskością i spokojem, co jakiś czas drgniemy nerwową konwulsją oszczekani przez zapłotowego psa. Niektóre wyglądają jakby strzegły posesji, inne jakby same śmiertelnie się bały i wszczynały alarm, bo ich życie jest zagrożone, inne jeszcze, sprawiają wrażenie jakby nieźle bawiły się strasząc przechodniów. Obu stronom doskwiera ta sama niedogodność – nie widzą się odpowiednio wcześnie.
Co prawda niektóre psy próbują sforsować ogrodzenie chociażby głową i wychylają się jak najdalej (nie wiem czy zawsze udaje im się powrócić), żeby dojrzeć nadchodzące atrakcje. Jeden z psów wychylił się tak ładnie, że udało mu się pochwycić połę mojego powiewającego płaszcza, którą jednakże zdecydowanym ruchem mu odebrałam. Być może nie tylko ja przeżyłam tego typu atrakcje, bo pies został szczelnie osiatkowany. Buszując w sieci natknęłam się na proste i sprytne rozwiązanie – satysfakcjonujące być może zarówno populację przechodniów jak i psów zaogrodzeniowych.