Czy warto kupować i jeść „ekożywność”?

Lecznicze rośliny

 

Być może sama strzelę sobie tym co pisze w stopę, podobnie jak stało się w przypadku notki o paleniu mokrym drewnem, która trafiła na gazeta.pl i w rozlicznych komentarzach odsądzono mnie tam od czci i wiary i podejrzewano o bycie „na usługach Gazpromu”. Wydaje mi się jednak, że ważniejsza od poglądów jest prawda i krytycznie przyglądam się również tematom, które – powiedzmy – nie bardzo pasują do mojej ulubionej ideolgii. Dlatego dzisiaj na tapecie – żywność ekologiczna.

 

Skład jabłka

 

W lipcowej Polityce (nr 29/2013) pojawił się bardzo ciekawy artykuł, w którym podjęto polemikę z powszechnie przyjętymi w świadomości zbiorowej przekonaniami na temat tzw. żywności ekologicznej – że nie zawiera chemii, że jest bardziej wartościowa odżywczo, że ma lepszy smak i jest łagodniejsza dla środowiska. Oto jedne z najciekawszych spostrzeżeń z tego artykułu.

Spośród wszystkich pestycydów spożywanych przez człowieka 99,9 proc. ma naturalne pochodzenie. Człowiek zjada w żywności kilka tysięcy rodzajów naturalnych pestycydów, wytwarzanych przez rośliny (badania uczonych z University of California), które nie są poddawane takim testom jak te wprowadzane przez człowieka. Czy naturalne zawsze znaczy bezpieczne? Otóż sprawdzono ich działanie na gryzoniach i okazało się, że około połowa z nich, podana w odpowiednio dużych dawkach, wywołuje nowotwory. To pokazuje, jak daleko zapędziliśmy się w ogólnych ocenach dzieląc żywność na dobra i złą, podczas gdy większość pestycydów ma mniejszą toksyczność niż wanilia czy kofeina. Gdy dodamy do tego dane, że zaledwie w 0,4 % z 77 tys. próbek badanej żywności budziło zastrzeżenia – jeśli chodzi o poziom pestycydów, sprawa wydaje się być w zasadzie pomijalna. Tymczasem rynek żywności ekologicznej kwitnie.

 

Sklep ze zdrową żywnością

 

Podział na złą chemię – sztuczną i naturalną – dobrą, nie ma uzasadnienia z naukowego punktu widzenia, bo decydują o tym właściwości i dawka, a nie pochodzenie i wiele tradycyjnych środków, jest niemniej, a czasem bardziej toksycznych od syntetycznych (wycofany rotenon i stosowane nadal puretyny – udowodnione działanie rakotwórcze). Nikt nie monitoruje rzeczywistego zużycia naturalnych pestycydów ani ich zawartości w jedzeniu.

Ponieważ popyt na ekożywność stale rośnie, trzeba zwiększyć wydajność produkcji (a trzeba uwzględnić, że wydajność upraw ekologicznych i tak jest niższa o 20-25%). W ciągu ostatnich 10 lat lista nienaturalnych substancji dopuszczonych do stosowania w ekoproducji zwiększyła się z 77 do 250. I być może to jest dobry kierunek, bo chociaż konwencjonalne rolnictwo starego typu, nadużywające środków ochrony roślin i nawozów sztucznych, jest bardziej uciążliwe niż ekologiczne, to raczej jest bezdyskusyjne, że wiele ostatnich odkryć biotechnologicznych bardzo się środowisku przysłużyło.

 

Zdrowa żywność Whole food

 

Świeżo w pamięci jest historia z 2011 roku, kiedy w Niemczech doszło do masowego zatrucia toksyną szczepu bakterii E. coli, na skutek którego ponad 50 osób zmarło, a ponad 800 poważnie zachorowało. Źródłem bakterii okazały się ekologiczne kiełki wyhodowane z nasion skażonych odchodami, czyli nawozem jak najbardziej „ekologicznym”. Nie jest to jedyny przypadek masowego wycofywania partii ekologicznej żywności.

Mamy dostęp do bardzo dobrego rynku owocowo warzywnego, z którego korzystamy od lat. Mamy swoich ulubionych dostawców zarówno wśród rolników jak i tych, którzy tylko handlują. Olbrzymia większość produktów pochodzi z gospodarstw konwencjonalnych i nie szukamy innych. Natomiast często pytam np. o okres karencji i podejrzliwie patrzę na wyjątkowo dorodne okazy. Pani sprzedająca kalafiory daleko wybiegające poza normę swoimi rozmiarami, zagadnięta o kwestię bezpieczeństwa odpowiedziała: „A mieliśmy akurat kontrolę i wyszło bez zastrzeżeń”. I ja jej wierze, bo dlaczego nie? Niektórzy powiedzą, że jestem naiwna, ale sami być może gubią się w gąszczu nieustannych domysłów i podejrzeń, i wcale nie są przez to bliżsi prawdy.

Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowej, że artykuł jest sponsorowany przez producentów nawozów sztucznych. Nie twierdzę też, że truskawki z własnej działki nie smakują lepiej. Ale trzeba mieć przy tym wszystkim świadomość, że ogródki działkowe nie zaspokoją naszego zapotrzebowania na żywność i że roślinie i nam tak naprawdę jest wszystko jedno, czy czerpie azot ze sztucznego, czy naturalnego nawozu. Ważna jest natomiast jego dawka.

 

Żywność ekologiczna

 

Zdjęcia: marinadi, avlxyz, the idealist, eadaoinflynn, Demotywatory

Zobacz również:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *