Kanadyjski odział WWF uruchomił kampanię Ratujmy nasz klimat, mającą na celu uświadomić społeczeństwu zagrożenia związane ze zmianami klimatycznymi. Uwagę zwraca pomysłowość autorów kampanii. Zamiast bombardować ludzi danymi, statystykami i wszelkimi możliwymi wizjami katastroficznymi, umieścili na billboardzie krótki tekst – „Poziom wody w oceanach podnosi się szybciej niż kiedykolwiek dotąd”. Na krótkim filmie widać, co czyni ten billboard wyjątkowym…
Czoło reklamy zwrócone jest najprawdopodobniej na zachód, dzięki czemu od 12 w południe na billboard pada coraz krótszy cień markizy… Jeśli ktoś ogląda planszę kilka razy w ciągu popołudnia (np. pracownik biurowca stojącego naprzeciwko), być może zaobserwowany efekt na tyle go zaintryguje, że zapamięta przesłanie.
Jest jeszcze jeden film z tej samej kampanii, który warto zobaczyć (Ignorowanie globalnego ocieplenia nie spowoduje jego zniknięcia):
Filmy znalezione na blogu Wyróżniaj się lub zgiń.
6 thoughts on “Kampania WWF Kanada”
cito1
(4 czerwca 2007 - 21:59)Nie wiem czy czytaliście, w majowy weekend, taki tekścik o pięknej pogodzie w pięknej Polsce. Trochę, a może bardzo apropos waszego wpisa, nie ma jak zacytować załości więc link:
http://tymczasowo.blox.pl/2007/05/Piekna-pogoda-w-pieknej-Polsce.html
Może jednak tytułem wstępu kilka liter:
„Artykuł z Dziennika o tytule „Polska bezbronna wobec upałów” bowiem zapowiada się najcieplejszy rok w historii, a tymczasem…
W ciągu ostatnich lat powierzchnia jezior zmniejszyła się o 44%, tylko w samej Wielkopolsce z 11tyś małych oczek wodnych przetrwało 2,5tyś. Podobnie wygląda sytuacja na Mazurach. Natomiast z powodu podniesienia poziomu wody w Bałtyku zatapiane są Żuławy, a Pomorze nękane coraz intensywniejszymi wichurami. U górali też nie wesoło, w Tatrach coraz rzadziej pada śnieg, wysychają potoki nie zasilając życiodajnym płynem rzek…”
Reszta w linku – tzn wizualizacja :)))))
ZieloneMigdały
(4 czerwca 2007 - 22:09)faktycznie nie jest to scenariusz z happy endem…
a przypomniało mi się przy okazji o dawnym wpisie o podobnej tematyce – marketing globalnego ocieplenia
krogulec14
(5 czerwca 2007 - 08:25)Ironią losu będą wyschnięte torfowiska Doliny Rospudy, o które trwa walka. Niedźwiedziowi polarnemu kurczy się przestrzeń życia.
A my cóż? Jakie ma znaczenie, że wyłączam telewizor, czy komputer z sieci, by nie świeciła dioda. Co z tego, że w sklepie wzbraniam się przed przyjęciem foliowej torebki.
„Jeden Amerykanin emituje tyle gazów cieplarnianych co 25 Hindusów i 40 mieszkańców Bangladeszu”. Czyli ilu takich jak my, Polaków?
Jeżeli ta reklama odniesie jakikolwiek skutek to chwała {i nie tylko} jej pomysłodawcom i twórcom.
krogulec14
(5 czerwca 2007 - 17:48)„Chiny nie ochłodzą klimatu, bo muszą się rozwijać.
Pekin ogłosił wczoraj, że nie poświęci wzrostu gospodarczego do walki z globalnym ociepleniem” – podaje GW z 5.06 br.
Reklamy do Pekinu! Niech zdobią przygotowania do Olimpiady!
Marek
(8 czerwca 2007 - 03:51)Jak wyłączsz komputer z sieci, by nie swieciła się dioda, to przyspieszasz zużycie komputera i baterii podtrzymującej pamięć biosu, Czasem trzeba pomyśleć, bo wyjdzie na to, że zmarnowaleś tyle kg papieru na zeszyty i prądu na czytanie, że nawet jak wykręcisz stopki na zawsze, to do końca życia tego nie nadrobisz, Zapomnij o diodach, popatrz na ulicę – widzisz jakieś puste miejsce bez aut? Każde takie cacko ciągnie ok 50 kW mocy użytecznej, czyli pewnie ze trzy razy tyle ciepła puszcza w powietrze. Słowem – jak złatwisz sprawe przez telefon czy internet, zamiast wozić tyłek – oszczędzasz miliony razy tyle energii, co zużywasz. Organizacja pracy i marketing wyznaczają naszą energochłonność. Wasze diody i torebki to pic na wodę, żeby ludziom mydlić oczy. Mamy taki system gospodarczy – porównam to tak: jakbyś musiał biec, żeby oddychać – jak usiądziesz na chwilę, to się udusisz albo ktoś cię udusi i w tym nasza nieuchronna zguba.
cito1
(8 czerwca 2007 - 12:29)Odnośnie aut: to już jest paranoja i nie piszę tego bynajmniej dlatego, że nie jestem zmotoryzowana ale… nasze dzieci rosną nie w wózkach na spacerze a w fotelikach w pasach. Samochód to droga do sklepu, do przedszkola, ba nawet do kościoła.
Ostatnio kiedyś na lotnisku (rekreacyjne miejsce miasta) usłyszałam od dziecięcia „mamo ja chcę do auta” nóżki bolały iść spacerkiem. Rośnie nam kolejne pokolenie przywiązane podeszwami do opon. Strach się bać jak to będzie wtedy na ulicach i parkingach miast.