Dzisiaj nie będzie o gadżetach, samochodach ani wynalazkach naukowych. Nie będzie chyba nawet w duchu pozytywnym. W dzisiejszej Rzeczpospolitej w dziale nauka ukazał się krótki artykuł opisujący pewien eksperyment, który miał za zadanie pokazać, czy myszy są zdolne do odczuwania empatii. Innymi słowy, czy zwierzęta niższe od naczelnych są zdolne wczuć się w sytuację innego osobnika.
Uderzyła mnie dziwność tego eksperymentu. Intuicyjną oczywistością było dla mnie to, że zwierzęta podobnie jak ludzie posiadają umiejętność rozpoznawania stanu fizycznego czy psychicznego współtowarzysza. Dlaczego dowodzi się takich rzeczy w laboratorium? Dlaczego nikt nie zapyta o to np. Adama Wajraka?
Przypomina mi się niezwykle dramatyczna sytuacja, której byłam świadkiem. Nie zapomnę jej do końca życia i była zapewne bardziej pouczająca niż opisywany eksperyment. Na środku drogi leżała przejechana, martwa wiewiórka a wokół niej bardzo poruszona biegała inna. Z naprzeciwka zbliżał się samochód, który ją niepokoił, ale ponieważ nie mogła się zdecydować na pozostawienie martwej towarzyszki na drodze, kilkakrotnie schodziła z drogi i wracała. Kierowca nadjeżdżający z przeciwka zauważył co się dzieje, ale nie zwolnił specjalnie i najechał na zbiegającą właśnie z jezdni wiewiórkę.
Ten przykład z życia wzięty podważa hipotezę o zdolności do współodczuwania przez naczelne. Jeśli chodzi o gryzonie, to nie trzeba wstrzykiwać im kwasu octowego, żeby się o ich psychicznej wrażliwości przekonać.