Targów rowerowych nie mogliśmy zlekceważyć, dlatego nasze stopy przekroczyły dziś próg hali EXPO XXI w Warszawie. Zanim to uczyniliśmy, zdążylismy się jednak zadzwić brakiem jakichkolwiek stojaków na rowery przed budynkiem. Organizatorzy nie spodziewali się widać praktykujących miłośników tematu, któremu została poświęcona wystawa. Pomylili się i dlatego rowery były poprzypinane tak:
W samej hali rowerów już nikt nie przypinał, co więcej każdy chciał, żeby na jego rowerze się przejechać, z czego ochoczo korzystaliśmy. Ale po kolei.
Tłum był duży, aczkolwiek przyjazny, dużo młodych i w średnim wieku rowerzystów, chodzących lub jeżdżących na pożyczonych z jakiegoś stoiska, przedziwnych dwukołowcach. Można było zobaczyć:
– rowery z napędem elektrycznym stałym lub wspomagającym jadącego (Bartosz B. siłuje się z wystawiającą, po czym wygrywa i umyka wspomagany baterią):
– rowery wystylizowane – miłe dla oka, z szerokim siodełkiem i kierownicą – taka amerykańska klasyka (Bartosz B. nie dosiadł, czego bardzo żałuje):
– Dahony! Rowery składane, przyjazne każdemu kto chce poruszać sie po mieście rowerem a jednocześnie nie czuć się nim spętanym – bo jak trzeba gdzieś wejść, to rower pod pachę i nikt nas nie zatrzyma, (przejechaliśmy się Dahonem oboje, w pierwszym kontakcie wydaje się nieco nadsterowny, ale może to kwestia przyzwyczajenia; w każdym razie odstawiliśmy go na stoisko z prawdziwym żalem …).
Wniosek z targów taki, że w branży się dzieje. Jeśli ktoś chciałby sobie kupić rower nietypowy, przyczepkę albo trzecie koło co przyczepkę udaje i wozi za nami sakwy, to nie powinien w Polsce już mieć z tym problemu. Na targach najbardziej osamotnieni czuli się wystawcy rowerów treningowych – takich, co to można jechać i oglądać telewizję jednocześnie. Opierając smętnie podbródki na tych skomplikownych, a jednak ciągle jeszcze niejeżdżących maszynach, marzyli o targach fitness&wellness.
Więcej zdjęć na: flickr
Jeden komentarz