Samochód kombi wiozący sam siebie i jednego człowieka w środku to widok tak powszechny, że ta dysproporcja przestała już chyba kogokolwiek dziwić. Pamiętam skrajny przypadek takiego nadużycia środka transportu w stosunku do realizowanego celu. Kolega z liceum, już po skończeniu szkoły, urzeczywistnił marzenie swojego życia i kupił sobie tira. Któregoś dnia postanowił pojechać nim po zakupy do miejscowego sklepu. Zaparkował, kupił chleb, otworzył skrzynię z tyłu – wrzucił chleb i pojechał z powrotem do domu. Dostrzegając całą zabawność tej sytuacji myślę sobie, że codziennie stosujemy takie „nadśrodki” do realizacji prozaicznych celów, nie wymagających wcale aż takich nakładów – paliwa, zaplecza technicznego, miejsca, skuteczności. Prostota transportu odeszła w zapomnienie i realizowana jest głównie przez ideowców, osoby do tego zmuszone z takich czy innych względów i dzieci.
Kolega stojąc dzisiaj na przystanku w Warszawie zadzwonił do mnie, poirytowany, że autobus nie przyjeżdża. Czekał 5 minut, a autobus pojawił się w minucie 6 albo 7. Niecierpliwie zastanawiał się, czy nie zaprząc do pracy swojego potężnego kombi i prawdopodobnie dobrze, że nie ma w garażu nic bardziej spektakularnego.
Po drugiej stronie tego transportowego szaleństwa mam koleżankę – matkę z 6-letnią córką. Jeżdżą wszędzie rowerami, używając ich w sposób powszechny tak, jakby mieszkały w usłanej ścieżkami Holandii. Wspomniana 6-latka bez problemu pokonuje trasy ponad 40-kilometrowe, ale nie to jest w tym wszystkim najbardziej imponujące. Najbardziej podoba mi się praktyczne użycie roweru jako środka transportu, bez utyskiwania na brak infrastruktury, pogodę i niewygodę. Niecierpliwy kolega z przystanku też cieszy się dobrą kondycją, ale to dlatego, że po wyjściu z samochodu wkłada specjalny strój i oprzyrządowanie mierzące większość funkcji życiowych i tak zabezpieczony zażywa całkiem sporej dawki ruchu. Żebyż tak dało się połączyć ten ruch z sensownym przemieszczaniem, miast tylko zdzieraniem podeszw…
Wizję wysiłku praktycznego wzmocniła dzisiaj we mnie informacja o pojawieniu się w Polsce dystrybutora rowerów transportowych – cargo Babboe. Inicjatywa narodziła się z potrzeby – między innymi przewożenia dzieci właśnie, ale i dużych zakupów czy innych ładunków. Być może rower taki sprawdziłby się w koleżeńskich teamach i podwożeniu „ważnych dorosłych” przez tych bardziej wyluzowanych, na biznesowe spotkania, na które nie mogą przyjechać spoceni.
Zdjęcie: flickr geekgiant
1 thought on “Przerost transportu nad środkiem”
kutyjka
(16 października 2013 - 21:18)Ryksze – znane od wielu lat, można spotkać w Łodzi na Piotrkowskiej. Nie widzę tutaj niż nadzwyczajnie nowatorskiego.