Fot. Duncan~
Czym pachnie jesień? Każdy ma pewnie swoje skojarzenia, ale pewnie jest też wiele wspólnych. Moja jesień pachnie zbutwiałymi liśćmi orzecha, przymrozkiem no i dymem oczywiście. Tak dokładnie, to tak zwaną niską emisją, no i to jest ten z zapachów jesieni, z którego chętnie bym zrezygnowała. Dużo zależy od tego oczywiście, co sąsiad akurat do pieca wrzuci.
Zawsze byłam wielką orędowniczką palenia drewnem, bo to i surowiec odnawialny i dym ładnie pachnie. Zawsze ludzie tym palii więc pewnie i przystosowani lepiej jesteśmy do wdychania takich akurat spalin. A tu proszę – dzisiaj czytam w gazeta.pl wypowiedź pana z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi, że „Bardziej niebezpieczne od palenia w piecach śmieciami jest palenie mokrym drewnem.” Osłupiałam, że moja wiedza jest aż tak niekompletna, a jednocześnie poczułam pewien niepokój, że skoro główny specjalista w wydziale monitoringu środowiska tak mówi, to niejeden sobie pomyśli, że już lepiej plastikową doniczkę wrzucić, niż drewno nie całkiem dosuszone. No i jak to jest – będzie miał rację?
Pomimo przejrzenia literatury fachowej z okresu studiów i pobieżnego przetrząśnięcia zasobów internetu, nie jestem przekonana do wersji wyżej wspomnianego specjalisty. Oczywiście sprawa jest trudno mierzalna, bo wszystko zależy i od stopnia zawilgocenia drewna, i od temperatury i katalizatorów, i dostępu powietrza i kto wie od czego jeszcze – zapewne i od rodzaju pieca, ale stwierdzenie dość śmiałe nadal mi się wydaje.
Swoją drogą ilość substancji powstających przy spalaniu drewna jest oszałamiająca. Teoretycznie produktami spalania drewna powinien być dwutlenek węgla, woda (para) i oczywiście uwalniana energia. Okazuje się jednak, że skład drewna różni się w zależności od tego, z jakiej części drzewa pochodzi (kora, korzeń, rdzeń, gałęzie) ale i od tego w jakich warunkach środowiskowych (skład gleby, powietrza, temperatura) wzrastało. Drewno oprócz węgla, wodoru i tlenu, posiada domieszki przeróżnych pierwiastków. Wilgotne drewno znacznie pogarsza warunki spalania w palenisku – niższa temperatura – gorsze spalanie. Bardzo ważnym czynnikiem jest też ilość i sposób dostarczania tlenu.
Fot. Thowra_uk
Ponad 3/4 masy drewna zmienia się podczas spalania z masy stałej w lotną (dla porównania w węglu tylko ok. 1/3). Struktura drewna zostaje rozbita na mniejsze cząstki i to jest właśnie ten moment, w którym tworzą się bardzo różnorodne związki chemiczne – niekoniecznie korzystne dla naszego zdrowia. Tutaj też kluczową rolę odgrywa, dobrze i w dostatecznej ilości dostarczany tlen – tylko on jest w stanie na tym etapie, przy odpowiednio wysokiej temperaturze rozbić te wszystkie tworzące się wiązania – czyli po prostu dopalić wszystko do końca. Oczywiście dzieje się to tylko w palenisku, a nie ma już na to szansy w przewodzie kominowym, kiedy temperatura spalin znacznie spada. Nieutlenianie się węgla do dwutlenku węgla powoduje powstanie czadu, który może rozprzestrzeniać się w atmosferze na kilkadziesiąt kilometrów od miejsca emisji. Okazuje się, że i podawanie nadmiernej ilości powietrza może prowadzić do powstawania toksycznych związków azotu. Zbyt mało tlenu sprzyja znów powstawaniu szkodliwych węglowodorów o działaniu rakotwórczym i mutagennym, wśród nich tlenowych związków organicznych o działaniu alergicznym. NA uwagę zasługują również chlorowe związki organiczne – dioksyny, powstające z chloru zawartego w drewnie, a w jeszcze większych ilościach z palonego papieru – kolejne zaskoczenie, dotyczące szkodliwości palenia gazet (podobno lepsze suche brykiety). Mamy jeszcze wolne rodniki i oczywiście pyły.
Sporo z wymienionych toksycznych substancji powstaje podczas każdego procesu spalania – czy to węgla, czy brykietów, czy – tym bardziej jednak myślę – śmieci. Bardzo pobieżne potraktowanie tematu i nie zgłębianie go od strony fizyczno-chemicznej nie daje nam oczywiście odpowiedzi na pytanie, dlaczego spalanie mokrego drewna jest bardziej szkodliwe od spalania odpadów. Zapewne natomiast spalanie mokrych śmieci nie jest dobrym pomysłem – tu pewnie zgodzimy się z panem z WIOŚu.
Nie jestem do końca przekonana, co do słuszności tezy postawionej przez głównego inspektora, wydaje mi się, że potwierdzenie jej wymagałoby jednak zbadania składu spalin z tego samego paleniska, przy zachowaniu tych samych warunków fizycznych dla drewna i dla śmieci – no właśnie – tylko jakich śmieci. Bo jestem przekonana, że pomysłowość we wsadzaniu do pieca wszystkiego co popadnie, może jednak podważyć słuszność początkowego twierdzenia.
Więcej o niskiej emisji w Łodzi: gazeta.pl oraz o paliwach drzewnych
2 thoughts on “Zapach jesieni”
Krzysztof Lis
(3 listopada 2012 - 20:02)Trochę racji facet ma, zależy jak na temat patrzeć. Jest to z pewnością bardziej niebezpieczne dla kotła i komina, które obrastają sadzą i smołą, co może powodować pożar komina (a wskutek tego pożar całego domu).
Rzeczywiście, ciekawe skojarzenie, mnie to raczej zima kojarzy się z zapachem spalin z kotłów węglowych. Ale to tylko dlatego, że w moim rodzinnym mieście tego zapachu w mojej dzielnicy nie było, a wąchałem go dopiero podczas zimowych wyjazdów do dziadków na wieś. Dlatego dla mnie jesień to raczej zapach gnijących liści w błocie.
ZieloneMigdały
(3 listopada 2012 - 20:36)No tak, co do komina pewnie wszyscy się zgadzamy. Zimą zjawisko zyska na intensywności zapewne. No a liście w błocie zdecydowanie ładniej pachną niż palone śmiecie – tylko słabiej niestety. Jeszcze gnijące jabłka nieźle pachną.