Fitness club to miejsce, w którym o stosunku do środowiska zwykle myśli się niewiele – ważne jest raczej spalanie kalorii i kształtowanie sylwetki. A szkoda – bo okazuje się, że jak się trochę zastanowić, to można zrobić coś dla środowiska i dla budżetu siłowni równocześnie.
Na pewien interesujący pomysł wpadł Emmanuel Pogoson, który zauważył, że fitness club to miejsce, w którym marnuje się mnóstwo energii. I nie chodzi tu o liczne światła ani głośną muzykę, ale energię uwalnianą z mięśni osób ćwiczących. Emmanuel, wraz z kilkoma kolegami z Uniwersytetu Stirling przerobili kilka rowerów stacjonarnych oraz maszyn wioślarskich, tak aby zasilały oświetlenie siłowni. Pomysł wygrał już jedną nagrodę w konkursie dla przedsiębiorców i miejmy nadzieję, że za kilka miesięcy pojawi się na rynku.
Według wstępnych wyliczeń wykorzystanie energii ćwiczących pozwala obniżyć rachunki za energię o ok. 20%. Biorąc pod uwagę, że średniej wielkości fitness club w USA wydaje na elektryczność 75 tys. USD miesięcznie, jest o co walczyć. Więc może niedługo doczekamy się zniżek w opłatach członkowskich dla osób, które w czasie ćwiczeń produkują najwięcej energii? Energooszczędne siłownie za Business 2.0