Nie, nie dlatego że długo nie wynosiliśmy śmieci. Oczywiście można wyprodukować nawóz w kuble metodą przeczekania, ale to sposób dla twardzieli – ewentualnie kawalerów – jeśli wierzyć plotkom krążącym o ich gospodarstwie domowym. Dzisiejszy produkt to rozwiązanie, które powinno zadowolić małego, praktycznego biorecyklera, który siedzi w każym z nas.
Indoor Kitchen Composter to plastikowy kubeł na odpadki, od zywkłego różniący się tym, że posiada szczelną pokrywkę, sitko i kranik. Jego konstrukcja zapewnia warunki sprzyjające beztlenowej fermentacji.
Rozkład materii organicznej w pojemniku wspomagany jest dołączoną do zestawu mieszanką ogrodniczą, zawierającą szczepy odpowiednich bakterii. Konstrukcja i użytkowanie kompostowego kubła są bardzo proste – trzeba pamiętać o 3 rzeczach: szczelnym zamykaniu pokrywy, odprowadzaniu odcieków kranikiem (żeby zapobiegać gniciu) i przesypywaniu kolejnych warstw odpadów wspomnianą mieszanką. Nagrodą jest uzyskanie kompostu w czasie krótszym, niż w zwykłej pryzmie kompostowej – bo już po około 2 tygodniach i to, że produkujemy go we własnej kuchni (dobre rozwiązanie dla mieszkańców bloków, którzy hodują kwiaty na balkonie). Taki dwutygodniowy kompost powinien jeszcze poleżakować wymieszny ze zwykłą glebą, zanim coś w nim posadzimy – ale tu również wystarczą 2 tygodnie.
Trochę smutna jest może konwencja stylistyczna w której utrzymany jest kubeł. Sytuację trochę może ratuje Happy Farmer (nazwa aktywnej biologicznie mieszanki). A tak swoją drogą, to nie wiem dlaczego Happy Farmer brzmi dobrze, a już Szczęśliwy Rolnik nie tak bardzo. Indoor Kitchen Composter
4 thoughts on “Kompost prosto z kubła”
wojt
(21 marca 2006 - 20:57)no właśnie, ten kubeł ma w sobie tyle smutku, że chyba wolę mój kawalerski kosz na śmieci – jest jeszcze prostszy w obsłudze i nie trzeba o niczym pamiętać, bo ma wbudowany sygnalizator zapachowy… chociaż mały biorecykler we mnie cierpi przy każdej wizycie w śmietniku :(
ZieloneMigdały
(21 marca 2006 - 22:29)Nie chcieliśmy oczywiście urazić żadnego kawalera – wiemy, że niektórzy z nich mają zdecydowanie większy porządek niż panuje w gospodarstwach małżeńskich (tak – to autokrytyka). Kosz jest smutny faktycznie i ja też wolę przejść się do przydomowego kompostu i nakarmić dżdżownice.
KB
Monika
(29 marca 2006 - 21:58)Ale jakże byłoby miło karmić dżdżownice mieszkające na wyciągnięcie ręki, pod zlewem ;). A kubeł zawsze można jakoś przyozdobić, np. wydziergać szydełkową narzutkę :)
ZieloneMigdały
(31 marca 2006 - 09:55)Obawiam się niestety, że dżownice mogłyby nie przeżyć w beztlenowym środowisku. Niemniej jednak pomysł powiększenia domowej menażerii ich kosztem wydaje się dość kuszący. Co do serwetki – nie śmiałabym dzieła sztuki kłaść na kubeł ze śmieciami.
KB