Bawełna jednoznacznie kojarzy się z naturalnym ubraniem – nie elektryzuje się i miło otula od stóp do głów. Ale choć nosi się lekko, to jej plantacje stanowią dość poważne obciążenie dla środowiska. Ponad 1/10 ogólnego zużycia pestycydów na świecie, wiąże się właśnie z jej uprawą. Obficie stosowane środki ochrony roślin zanieczyszczają zbiorniki wodne, szkodzą ludziom, zwierzętom i roślinom. A to dopiero pierwszy etap narodzin naszego t-shirta. Na końcu tkanina jest jeszcze barwiona i poddawana działaniu środków uszlachetniających, w których mogą znajdować się toksyczne metale i środki ropopochodne.
Jeśli spojrzeliście już z obrzydzeniem na swoje jeansy, to teraz chcielibyśmy przeprowadzić rehabilitację bawełny. Może nie każdej, ale na pewno tej w wydaniu organicznym (przetłumaczenie tego słowa zawsze sprawiało nam trudność, ale oznacza ono po prostu uprawę bez stosowania pestycydów i dodatków chemicznych do nawozów).
Jak wspomnieliśmy, jednym z niesławnych etapów produkcji tkaniny bawełnianej, jest jej farbowanie. Okazuje się, że pominięcie tego procesu niekoniecznie skończyłoby się tym, że wszyscy wyglądaliby jak pracownicy służby zdrowia. Istnieje bawełna kolorowa naturalnie – białe puszyste główki, które znamy z obrazków, to tylko jej najczęstsza i najbardziej przemysłowa odmiana. Kiedyś amerykańscy tkacze uprawiali bawełnę w kolorze lekko brązowym, zielonym, czerwonym i żółtym.
Od lat dziewięćdziesiątych, z natury kolorowa bawełna powraca do łask np. w Kaliforni. Tkanina o takim rodowodzie podobno trochę się różni od tej “normalnej”. Ma nieco inny splot i może pociemnieć po pierwszych praniach, ale producenci zabiegają, żeby ten dopiero wschodzący rynek wyrobił sobie dobrą markę i przykładają wielką wagę do jakości finalnego produktu.
CottonfieldUSA i Sustainable Cotton Project,
za Goto Reviews